Witam Cię czytelniku na moim trochę odmiennym od innych blogów. Postanowiłam nadać mu formę książki dlatego jeżeli nie śledzisz go regularnie ale odwiedziłeś go po raz pierwszy zachęcam Cię do rozpoczęcia czytania od pierwszego w nim wpisu, który rozpoczyna opowieść o moim spotkaniu z upragnionymi górami. Mam nadzieję, że będzie to dla Ciebie przyjemna lektura. Zapraszam. Komentarze są mile widziane. :D


piątek, 6 września 2013

Kiedyś już tu byłam

K, ja i H nie przejmowaliśmy się zbytnio deszczem. Mieliśmy przecież kurtki przeciwdeszczowe skutecznie nas przed nim chroniące. My ale nie J. On mókł okrutnie w swojej cieniutkiej, nieimpregnowanej kurteczce i z pewnością marzł do czego się jednak nie przyznawał. Na ciągle powtarzane propozycje, by ubrał zapasową kurtkę H odmawiał.

Smagani deszczem doszliśmy wreszcie do Wodospadu Kamieńczyka. Kiedyś już tu byłam - przypomniałam sobie - z moją mamą. To były pierwsze wakacje tylko z nią. Dorastałam wtedy i potrzebowałam mamy tylko dla siebie. Miałam całą masę pytań wymagających nie kłamanych odpowiedzi, a mama była moją najlepszą
przyjaciółką. Pamiętam, że wtedy zeszłyśmy do stóp wodospadu po stromych schodach i podziwiałyśmy go z dołu wąwozu. Był zachwycający! Sam wąwóz zadziwiał i napawał grozą. Ciekawe czy dzisiaj nam się to uda przy tak mokrej pogodzie?

Niewiele pamiętam z tamtego mojego pobytu w Szklarskiej Porębie, ale piękno wodospadu i jego niesamowite położenie utkwiło w mojej pamięci bardzo wyraźnie. Fajnie by było skonfrontować to co zapamiętałam z chwilą obecną, przeżyć taką małą podróż w czasie. Uśmiechnęłam się do swoich myśli i do jeszcze kogoś w nich, do pewnego, sympatycznego miłośnika wędrówek w przeszłości.

Obok wodospadu, schodząc szlakiem z góry, po lewej jego stronie jest schronisko Kamieńczyk. Weszliśmy do środka. Chcieliśmy odpocząć, coś zjeść i przeczekać deszcz. Niestety tak szybko jak weszliśmy do schroniska, tak szybko, a może jeszcze szybciej wyszliśmy z niego. W środku była cała masa ludzi. Pot ludzki wymieszany z zapachami mokrych, parujących ubrań, drzewa i różnych potraw powodował tak okropny zaduch, że uniemożliwiał on nam oddychanie. Miałam wrażenie, że się duszę. Popatrzyliśmy tylko na siebie i zrobiliśmy natychmiastowy zwrot w tył.

- Już lepiej jest dalej wędrować w deszczu - powiedziałam.
- Uhu! - wzdrygając się potwierdził J.
- Jak ci wszyscy ludzie mogą w tym zaduchu siedzieć? - pytał zadziwiony H.

- Tutaj naprawdę nie ma czym oddychać! Uciekajmy stąd! - skwitowała nasze rozczarowanie K.

Schroniliśmy się pod okapem jakiegoś sąsiadującego ze schroniskiem małego budynku, ale było nie ciekawie. Ponieważ i tak spływaliśmy już deszczem, a wodospad Kamieńczyka ze względu na ulewę był zamknięty i nie mogliśmy zejść na dno wąwozu, do którego spadał by podziwiać go w całej jego okazałości, postanowiliśmy iść dalej w kierunku Szklarskiej Poręby. Ruszyliśmy dzielnie przed siebie, tylko J było nam coraz bardziej żal. Nie pozostała na nim jedna sucha nitka. Na naszą empatię odpowiadał tylko słonecznym uśmiechem. Tak szczerym, iż wydawało się, że zabłyśnie tęczą na mokrym niebie.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz