Doszliśmy do Kolejki Linowej „Szrenica”. Chłopaki podchodzą do kasy i kupują bilety.
- Szybko, szybko! - wykrzykuje J - Zaraz będą mieli przerwę!
Spieszymy się więc do przejścia. Wyciąg krzesełkowy przed którym stanęliśmy jest w ciągłym ruchu. Dwuosobowe krzesełka podjeżdżające od tyłu, na które trzeba szybko i zwinnie usiąść. W całym tym zamieszaniu i pośpiechu H nie myśli o plecaku. Wsiada na krzesełko z plecakiem na ramionach. Klnie po cichu.
- Co jest? - pytam, jednocześnie spostrzegając problem.
- Opuśćcie zabezpieczenie! - słyszymy krzyk z tyłu panów obsługujących kolejkę. Opuszczamy. Jest bezpiecznie ale okrutnie nie wygodnie dla nas obojga.
- Spokojnie, pomogę ci! - mówię do H - Nie denerwuj się!
- Łatwo ci mówić. Taki obciach! - jest wyraźnie niezadowolony. Pomagam mu z plecakiem. Nareszcie! Możemy wygodniej usiąść.
- To wszystko przez ten pośpiech! - mówi zdenerwowany - Nikt mnie nie uprzedził, że trzeba plecak trzymać w ręku przy wsiadaniu na kolejkę! - tłumaczy się.
- No już dobrze, dobrze! Nic się nie stało! Potraktuj to jak przygodę! - uśmiechając się dotknęłam jego ręki. Powoli się wyciszył.
Kolejka spokojnie posuwa się w górę. Nareszcie możemy rozejrzeć się wokół. Jest cudnie! Co za
widoki!? Nawet zapomniałam o moim lęku przestrzeni, a H o swojej niefortunnej przed chwilą przygodzie. Podobało mi się to, co widziałam. Mało powiedziane, to co widziałam zachwycało mnie swoim pięknem. Spod oka obserwowałam H. Widziałam zachwyt i na jego twarzy. Zaczął robić zdjęcia komórką.
Kolejka zbliża się do celu, do górnej stacji znajdującej się w pobliżu Świątecznego Kamienia. Chyba dobrze zapamiętałam. Przygotowujemy się do jej opuszczenia. Zeskoczyłam, ale nie H. Kolejna przygoda! Obsługujący kolejkę zatrzymują ją. << H uratowany! Mój H! Chyba właśnie za to go kocham!? >> - przeleciało mi przez myśl - << Czasami jest taki niezdarny i bezradny jak dziecko. >> Uśmiechnęłam się z czułością do swoich myśli i do niego jednocześnie. J i K, podobnie jak ja, zeskoczyli z ruchomej kolejki bez problemu. Byli rozbawieni zaistniałą sytuacją. Przecież znamy H i jego urocza niezdarność nie jest nam obca. Tym razem i on trzyma się dzielnie i z miną bohatera dnia żartuje sam z siebie. Śmiejemy się już na dobre. J klepie H po ramieniu i wspomina jak to było kiedyś, jeszcze na studiach.
- H, nic się nie zmieniłeś stary! Jesteś taki sam jak zawsze! Ha ha ha!
- No przecież nie jeżdżę kolejką linową codziennie, nie!? - skwitował H komentarz J i też parsknął głośnym śmiechem.
- Zobaczcie tam! - przerwałam im pokazując górę przed nami - Parująca góra!
Po chwili ciszy dodałam.
- Co za fantastyczny widok na przywitanie! Wiedziałam! Czułam to całą sobą, że się nie zawiodę! W tej samej chwili pomyślałam << Portier miał rację! Oglądać góry na obrazkach, a być w górach i ich dotknąć to są dwie zupełnie różne rzeczy. Widzieć je na żywo to naprawdę jest prawdziwa magia. >>
Ruszyliśmy czarnym szlakiem dla pieszych w górę, w kierunku szczytu Szrenicy.
Po drodze kilka przystanków na robienie zdjęć. Co chwilę sama przystaję i fotografuję wszystko co przyciąga mój wzrok. Jestem pełna zachwytu. Jestem szczęśliwa. Podnoszę głowę do góry i spostrzegam, że bardzo zostaję w tyle. Schowałam komórkę do kieszeni i przyspieszyłam kroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz