Witam Cię czytelniku na moim trochę odmiennym od innych blogów. Postanowiłam nadać mu formę książki dlatego jeżeli nie śledzisz go regularnie ale odwiedziłeś go po raz pierwszy zachęcam Cię do rozpoczęcia czytania od pierwszego w nim wpisu, który rozpoczyna opowieść o moim spotkaniu z upragnionymi górami. Mam nadzieję, że będzie to dla Ciebie przyjemna lektura. Zapraszam. Komentarze są mile widziane. :D


piątek, 16 sierpnia 2013

Wiedziałam, że się nie zawiodę

Doszliśmy do Kolejki Linowej „Szrenica”. Chłopaki podchodzą do kasy i kupują bilety.

- Szybko, szybko! - wykrzykuje J - Zaraz będą mieli przerwę!

Spieszymy się więc do przejścia. Wyciąg krzesełkowy przed którym stanęliśmy jest w ciągłym ruchu. Dwuosobowe krzesełka podjeżdżające od tyłu, na które trzeba szybko i zwinnie usiąść. W całym tym zamieszaniu i pośpiechu H nie myśli o plecaku. Wsiada na krzesełko z plecakiem na ramionach. Klnie po cichu.

- Co jest? - pytam, jednocześnie spostrzegając problem.
- Opuśćcie zabezpieczenie! - słyszymy krzyk z tyłu panów obsługujących kolejkę. Opuszczamy. Jest bezpiecznie ale okrutnie nie wygodnie dla nas obojga.
- Spokojnie, pomogę ci! - mówię do H - Nie denerwuj się!
- Łatwo ci mówić. Taki obciach! - jest wyraźnie niezadowolony. Pomagam mu z plecakiem. Nareszcie! Możemy wygodniej usiąść.
- To wszystko przez ten pośpiech! - mówi zdenerwowany - Nikt mnie nie uprzedził, że trzeba plecak trzymać w ręku przy wsiadaniu na kolejkę! - tłumaczy się.
- No już dobrze, dobrze! Nic się nie stało! Potraktuj to jak przygodę! - uśmiechając się dotknęłam jego ręki. Powoli się wyciszył.

Kolejka spokojnie posuwa się w górę. Nareszcie możemy rozejrzeć się wokół. Jest cudnie! Co za
widoki!? Nawet zapomniałam o moim lęku przestrzeni, a H o swojej niefortunnej przed chwilą przygodzie. Podobało mi się to, co widziałam. Mało powiedziane, to co widziałam zachwycało mnie swoim pięknem. Spod oka obserwowałam H. Widziałam zachwyt i na jego twarzy. Zaczął robić zdjęcia komórką.

Kolejka zbliża się do celu, do górnej stacji znajdującej się w pobliżu Świątecznego Kamienia. Chyba dobrze zapamiętałam. Przygotowujemy się do jej opuszczenia. Zeskoczyłam, ale nie H. Kolejna przygoda! Obsługujący kolejkę zatrzymują ją. << H uratowany! Mój H! Chyba właśnie za to go kocham!? >> - przeleciało mi przez myśl - << Czasami jest taki niezdarny i bezradny jak dziecko. >> Uśmiechnęłam się z czułością do swoich myśli i do niego jednocześnie. J i K, podobnie jak ja, zeskoczyli z ruchomej kolejki bez problemu. Byli rozbawieni zaistniałą sytuacją. Przecież znamy H i jego urocza niezdarność nie jest nam obca. Tym razem i on trzyma się dzielnie i z miną bohatera dnia żartuje sam z siebie. Śmiejemy się już na dobre. J klepie H po ramieniu i wspomina jak to było kiedyś, jeszcze na studiach.

- H, nic się nie zmieniłeś stary! Jesteś taki sam jak zawsze! Ha ha ha!
- No przecież nie jeżdżę kolejką linową codziennie, nie!? - skwitował H komentarz J i też parsknął głośnym śmiechem.
- Zobaczcie tam! - przerwałam im pokazując górę przed nami - Parująca góra!
Po chwili ciszy dodałam.
- Co za fantastyczny widok na przywitanie! Wiedziałam! Czułam to całą sobą, że się nie zawiodę! W tej samej chwili pomyślałam << Portier miał rację! Oglądać góry na obrazkach, a być w górach i ich dotknąć to są dwie zupełnie różne rzeczy. Widzieć je na żywo to naprawdę jest prawdziwa magia. >>

Ruszyliśmy czarnym szlakiem dla pieszych w górę, w kierunku szczytu Szrenicy.

Po drodze kilka przystanków na robienie zdjęć. Co chwilę sama przystaję i fotografuję wszystko co przyciąga mój wzrok. Jestem pełna zachwytu. Jestem szczęśliwa. Podnoszę głowę do góry i spostrzegam, że bardzo zostaję w tyle. Schowałam komórkę do kieszeni i przyspieszyłam kroku.


  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz