Witam Cię czytelniku na moim trochę odmiennym od innych blogów. Postanowiłam nadać mu formę książki dlatego jeżeli nie śledzisz go regularnie ale odwiedziłeś go po raz pierwszy zachęcam Cię do rozpoczęcia czytania od pierwszego w nim wpisu, który rozpoczyna opowieść o moim spotkaniu z upragnionymi górami. Mam nadzieję, że będzie to dla Ciebie przyjemna lektura. Zapraszam. Komentarze są mile widziane. :D


piątek, 30 sierpnia 2013

Jest cudnie mimo coraz gęściejszej mżawki



Mżawka staje się coraz gęściejsza, ale jeszcze nie ubieram kurtki przeciwdeszczowej. Podoba mi się tak powoli moknąć, poza tym wcale nie jest zimno. Znowu się zatrzymuję by zrobić kilka zdjęć. Moi towarzysze oddalają się coraz bardziej i jakoś wcale mnie to nie martwi. Chcę być sama.
Pogoda staje się coraz bardziej ponura, ale nie moje serce. Ciągle nucąc sobie pod nosem wspomnianą piosenkę idę spokojnie w dół zygzakiem witając wszystkich napotykanych deptaczy słonecznym uśmiechem. W zamian otrzymuje to samo. Jest cudnie mimo coraz gęściejszej mżawki! Po prawej stronie szlaku piękny górski potoczek z wodą czystą jak kryształ.

Później dowiedziałam się od J, że wodę z niego można pić bez obawy. Po lewej stronie las tonie we mgle. Wygląda jakby zażywał sauny, czyścioch jeden. Uśmiech nie znika z mojej twarzy czego nie mogę powiedzieć o moim H, którego właśnie dogoniłam, bo zaczekał na mnie.


- No i masz swoje góry! Zadowolona?
- A ty nie?
- Szczerze?
- Szczerze!
- Z czego mam być zadowolony? Mokro, ponuro, żadnych obiecanych widoków do podziwiania, tylko nogi zaczynają boleć. O! I na dodatek zobacz tam! - wyciągnął rękę w kierunku, w którym zmierzaliśmy - jakiś samochód "wspina się" powoli pod górę głośno warcząc. A miało być tak cicho i spokojnie. Zamknęłam mu usta
buziakiem.
- No teraz lepiej! - objął mnie ramieniem i też się uśmiechnął. Możesz wyciągnąć mi z plecaka moją czekoladę? Zawsze w takich chwilach czegoś sobie życzy jakby chciał się trochę jeszcze dopieścić.
- Tak jest szefie! Już się robi! Odwróć się! Jeszcze coś?
- Chodźmy trochę szybciej! J i K za bardzo się już od nas oddalili. Musimy ich dogonić.
 
- No to chodźmy! - odpowiedziałam.


I już razem schodziliśmy dalej. Ja oczywiście krótkim zygzakiem. Wyglądało to tak jakbym tańczyła wokół H, to oddalając się odrobinkę, to przysuwając się do niego. J i K już czekali na nas przy małej ścieżce na prawo od szlaku, która wiodła do jakichś skał za którymi było małe urwisko, a może duże? Trudno było zgadnąć ponieważ mżawka i podnosząca się coraz gęściejsza mgła uniemożliwiały właściwą ocenę. Po wspinaliśmy się na skały, powygłupialiśmy się odrobinę, popstrykaliśmy trochę zdjęć i wróciliśmy na szlak.

Dalej schodziliśmy już razem w kierunku wodospadu Kamieńczyk. Mżawka przerodziła się w deszcz. Stojąc pod jakimś drzewem wyciągaliśmy w pośpiechu kurtki przeciwdeszczowe z plecaków. Po chwili mogliśmy już iść dalej dosłownie w strumieniach deszczu.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz