Schodziliśmy w dół kamienistą, leśną dróżką, przeplataną to tu, to tam wystającymi korzeniami drzew, pełną rzeźbionych spływającą po niej wodą wyrwisk. W tym miejscu szlak był prawdziwie górski i wydawał się być naturalny, tak jak lubię.
Deszcz dalej lał jak z cebra. J, kompletnie przemoczony, robił dobrą minę do złej gry. Nasze, nowo zakupione przed wyprawą w góry, plecaki okazały się być bublami ponieważ zafarbowały kurtki, ale na szczęście nie przemokły. K spokojnie jakby nigdy nic szła przed siebie równym krokiem, jak zwykle bardzo opanowana i pogodzona z obecną chwilą. Wtopiona w teraźniejszość, zharmonizowana z naturą. Podziwiam ten jej spokój. Muszę się tego od niej nauczyć - pomyślałam - a może to przyjdzie samo, z czasem, gdy już oswoję się na dobre z górami? Wreszcie doszliśmy do jakiejś wiaty postawionej przy szlaku. Ktoś obok, stojąc pod ogromnym parasolem, sprzedawał małe oscypki na gorąco z żurawiną. Zapach unosił się wokół tak apetyczny, że poczuliśmy się głodni. Kupiliśmy po porcji i zjedliśmy ze smakiem! Przedtem jednak wymusiliśmy na J zmianę koszulki na suchą i włożenie zapasowej impregnowanej kurtki H.
- Ściągaj te mokre ciuchy! - wymogła na nim K.
- Nie obawiaj się, nie będziemy Cię podglądać! - dodałam. Zaśmialiśmy się głośno. My nie patrzyliśmy na niego jak się przebierał, ale cała reszta obecnych pod wiatą, chroniących się przed deszczem ludzi tak! K podała mu suchą koszulkę, schowała do jego plecaka mokrą.
- Teraz kurtka! - powiedziałam zdecydowanie. Ubrał ją bez sprzeciwu. Podziękował nam wspaniałym uśmiechem.
- Czy jest coś czego nie macie w swoich plecakach? - pytał rozbawiony J.
- Oni mają w nich wszystko, nawet siateczkę na czapki przeciwko komarom i innym takim! - śmiejąc się zauważyła K.
- Ha ha ha! - zawtórowaliśmy jej.
- A zapasowe sznurowadła macie? - docieka J jak dziecko - A laterkę?
- Nie! Akurat tych dwóch rzeczy nie mamy - odpowiedziałam coraz bardziej rozbawiona - jakoś o tym nie pomyślałam. Hmm! Nastepnym razem masz to jak w banku! Na pewno nie zapomnę! Ha ha ha!
- Ha ha ha! Ha ha ha! -To jednak jest coś czego nie macie! Ha ha ha! Jak to jest możliwe Karolina!? - popatrzył na mnie figlarnie.
- Hmm!? Nie wiem! - zrobiłam poważną minę i z udawanym zastanowieniem dodałam - A wydawało mi się, że myślałam o wszystkim! Po czym parsknęłam śmiechem.
- Ha ha ha! Ha ha ha!
Dobry humor nas nie opuszczał mimo płaczliwej pogody. Deszcz jakby ciut złagodniał, ruszyliśmy więc w dalszą drogę. Szliśmy już razem ciągle żartując i śmiejąc się tak jakby deszczu w ogóle nie było. Podziwialiśmy przyrodę wokół, fotografowałam wszystko, co tylko można było sfotografować nawet swojego buta nad brzegiem kałuży. Ha ha ha! Góry skąpane w deszczu też mogą być piękną przygodą.
Czekawe texty i rozbodza u mnie chec do podobnych podrozy i przezyc.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńChęci łatwo można przemienić w czyny. Życzę powodzenia.